Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/229

Ta strona została uwierzytelniona.

ciała, któréj pierwsze objawy ujrzały teraz przerażone oczy Mieczysława.
Z bladem téż i chmurném czołem, ze wzrokiem w ziemię utkwionym, wszedł on do pokoju, w którym śród żałobnych poduszek kanapy świeciła i szeleściała barwista jedwabna suknia pani Malwiny.
Przy stole stał tam Kamil, a Flora, blada od znużenia i tuląca się w fałdy grubego szalu, siedziała w cieniu żałobnej firanki i kryła za nią twarz, po któréj łzy ciche spływały.
Bracia powitali się dość obojętnym uściskiem rąk.
— Dawno nie widziałem cię Kamilu, rzekł Mieczysław; ale znać było, że słowa te wymówił machinalnie prawie, bo myśl jego nie ochłonęła jeszcze po strasznym widoku, który przed chwilą uderzył ją i w bolesne wprawił osłupienie.
— Tak, odparł Kamil swobodnym, obojętnym tonem. Ty się tam porasz ze swém gospodarstwem w Orchowie, jak najemnik jaki, i czasu nie masz na odwiedziny. Ja także w ostatnich tygodniach zajęty byłem bardzo. Sprzedawałem Rydlówkę.
Ostatnie słowa obudziły Mieczysława z zadumy. Szybko podniósł powieki i spojrzał na brata.
— Słyszałem o tém, rzekł, alem sądził zawsze i teraz jeszcze sądzę, iż namyślisz się i ostatecznego kroku nie uczynisz.
— Owszem, odparł Kamil, śmiejąc się, krok ten uczyniłem już. Sprzedałem Rydlówkę.
— Sprzedałeś ją już, Kamilu? stanowczo?
W głosie którym Mieczysław zadawał to pytanie