Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/235

Ta strona została uwierzytelniona.

gorzkiego szyderstwa. Podniosła na twarz kuzyna oczy z takim wyrazem, jakby własnym nie dowierzała uszom, i prostując się jeszcze bardziej, wyrzekła:
— Żartujesz, kuzynie. Ale pomówmy na seryo.
Ostatni wyraz szczególnie brzmiał w ustach téj wiecznie śmiejącéj się i o nic niedbającej sześćdziesięcioletniej wietrznicy.
— Pomówmy na seryo, powtórzyła. Może zresztą nie wypada mi o tem mówić i nie mówiłabym z pewnością, gdybym zostawała w dawnéj swéj pozycyi... Ale jestem teraz w pozycyi zupełnie innéj niż dawniéj... Cóż uczynię? gdzie się podzieję? Myślałam, że jedno z dzieci moich przynajmniéj będzie miało dom swój i podzieli się nim zemną... Remarkuj sam, kuzynie, czy mogę całe życie mieszkać w tej trumnie? wszak to okropieństwo, nieprawdaż? A z Florą co będzie? ona za mąż nie pójdzie za nikogo, prócz za ciebie, kuzynie. To romantyczka! kilka partyj wcale dobrych odrzuciła... Prosiłam, namawiałam, gniewałam się, ale nic nie pomogło. Tyle lat, figuruj sobie tylko, kochanku, tyle lat! co za stałość! Będziesz z niej miał żonę... perfekcyą!
Kamil stał wciąż przed mówiącą tak kobietą w jednostajnej postawie. Ręką tylko o stół się oparł i oczy ku ziemi spuścił. Przez chwilę zdawać się mogło, że w oczach tych mignęło zakłopotanie, czy inne jakieś uczucie ale była to tylko przelotna chwila. Kamil podniósł głowę i powoli, zimno, z rozwagą mówić zaczął:
— Przykro mi bardzo, iż zawieść muszę położone we mnie nadzieje cioci; ale ja żenić się nie myślę i nie mogę....
— Nie możesz, kochanku! dlaczego nie możesz? wy-