Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/238

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakże ja mu to powiem? jak zdołam cios ten mu zadać? O! gdybyż w sercu mojém otworzyły się na ten raz źródła pociechy, któremi mogłabym mu chwilę tę uczynić mniéj gorzką! Gdybym w mowie swéj znalazła dość wyrazów miłości i męztwa, któreby go osłoniły i ukrzepiły!
Zwolna i z pochyloną w zamyśleniu głową udała się do pokoju, w którym otoczona dziećmi, siedziała jéj matka. Usiadła przy niéj blisko i długo mówiła jej o czémś zniżonym głosem. Stara niewiasta słuchała słów jéj ze splecionemi jak do modlitwy rękami, z oczami błagalnie wzniesionemi w górę. Długo dwie kobiéty rozmawiały w ten sposób, a po twarzach ich zbliżonych ku sobie, bladych i smutnych, spływały łzy szybko ociérane.
Mieczysław tymczasem, wszedłszy do pokoju będącego zwykłém miejscem rodzinnych posiedzeń, znalazł tam siedzącego w pobliżu drzwi Elego Makowera. Na widok wchodzącego gospodarza domu Izraelita powstał i grzeczny złożył mu ukłon. Mieczysław powitał go także grzecznie, acz zimno, i wskazał mu miejsce w głębi pokoju, przy stole przed kominem stojącym. Wiedział on aż nadto dobrze, jakie cele i starania przywiodły doń tego gościa. Były-to cele i starania téż same, które przed kilku miesiącami sprowadziły mu odwiedziny głównego agenta Domu pośrednictwa. A jednak, pomimo wspólności pomiędzy dwoma tymi ludźmi zachodzącéj, Mieczysław mniéj chmurnie i zimno przyjął Makowera, niż przyjmował Poryckiego. Owszem, w obejściu się jego z Izraelitą był, obok chłodu i powagi, pewien odcień życzliwości. Ale téż nawzajem, ktokolwiek znał dobrze Makowera, z łatwością mógł poznać, że nie był on w téj chwili zupełnie takim, jakim bywał zwykle. Postawa jego i ruchy zdradzały wcale mu niezwyczajne wa-