Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/247

Ta strona została uwierzytelniona.

się co chwila i milkły. Mieczysław otwiérał po kilka razy księgi swe gospodarskie i rachunkowe, ale rzuciwszy zaledwie okiem na ich karty, zamykał je, zdjęty jakby nieprzezwyciężoném uczuciem zniechęcenia. Dzieci nawet, mniéj pieszczone niż zazwyczaj, posmutniały i przycichły. Jedna tylko Michalina żwawo krzątała się wokoło rodzinnego stołu, nawiązywała rwącą się rozmowę i podsycała ogień na kominie, jakby głosem swym i blaskami domowego ogniska zagłuszyć chciała posępny szept wiszącego nad ukochanemi jéj głowami nieszczęścia jakiegoś, odegnać, choćby na chwilę, zbliżające się ku nim ciemności. Najczęściéj zaś brała ona w objęcia swe małego syna Lili, a usta jéj lgnęły do białego czoła dziécięcia z taką mocą, jakby lękała się aby w domu jéj lub sercu nie stała mu się krzywda jakaś, aby gorzki wyraz narzekania i niechęci nie spłynął na niewinną jego głowę. Gdy nakoniec, przy schyłku wieczora stara babka, otoczona dziatwą, zniknęła w głębi domu, udając się na spoczynek, Michalina stanęła naprzeciw męża, z którym pozostała sam na sam, w nieruchoméj postawie, ze spuszczonemi oczami. Potém dotknęła stanika sukni, za którym ozwał się szelest ukrytego tam papiéru, a usiadłszy tuż przy Mieczysławie, zwolna zarzuciła mu ramię swe na szyję.
— Drogi mój, zaczęła, mam z tobą do pomówienia.
Mieczysław, który z czołem opartém na dłoni siedział zamyślony i machinalnie, jak się zdawało, patrzył na długi szereg cyfr, wypisany w otwartéj rachunkowéj księdze, podniósł głowę i spojrzał na żonę. Ona bliżéj jeszcze przysunęła się do niego i zcicha mówiła:
— Pamiętasz, drogi mój, że pora ta wieczorna, w któréj zostajemy zwykle sam na sam, była zawsze dla nas porą najpoufniejszych zwierzeń, najmilszych samotnych