Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/281

Ta strona została uwierzytelniona.

śród bladéj twarzy, wpatrywały się w twarz jego z wyrazem nerwowego rozdrażnienia i niecierpliwéj ciekawości.
— I cóż daléj? pytała, podnosząc głowę z nad poduszki. Dlaczego zamilkłeś pan tak nagle, panie Fabianie? Spotkałeś go pan więc kilka dni temu. Cóż on panu mówił? czy wspominał o mnie? czy bardzo nienawidzi mię teraz? A żona jego musi mną pogardzać, nieprawdaż?
— Czyż jest na świecie człowiek, któryby mógł nienawidziéć panią? z uniesieniem szczerém zupełnie odparł stary romantyk. Co się zaś tyczy pana Mieczysława, nie wspomniał on przedemną o pani ani jedném słowem, raz dlatego zapewne, że to dla brata... rzecz drażliwa, a potém dlatego, że tam u nich...
Zająknął się Łozowicz i po chwili spróbował zwrócić rozmowę na inny przedmiot. Ale Lila pochyliła ku niemu głowę i z niecierpliwością w głosie zawołała:
— Cóż tam u nich? co? Ciekawam bardzo dlaczego pan mi wszystkiego o Mieczysiu nie mówisz? Czy pan sądzisz że on mię tak bardzo obchodzi? Jest-to wprawdzie brat mój ale cóż to znaczy? Wiem przecież dobrze, że te wszystkie pokrewieństwa i stosunki rodzinne to przesąd, nic więcéj, a wypytuję się pana o niego ot tak sobie, przez ciekawość. Cóż tam dzieje się u nich takiego, o czém pan dwa razy już zaczynałeś mówić i dokończyć nie chciałeś?
Łozowicz gładził dłonią łysinę, jak zwykle czynił, gdy czuł się zmięszanym. Po chwili jednak, nie mogąc oprzeć się pytaniom młodéj kobiéty, cichym zaczął głosem:
— U nich tam, widzi pani, wielkie kłopoty teraz i zmartwienia. Podobno Orchów sądowo opisywać mają i na publiczną sprzedaż wystawiać.