Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/291

Ta strona została uwierzytelniona.

przedziwnie kształtną, strojną, tak niegdyś płochą, lecz teraz tak ufną, ognistą i zarazem korną. Na twarzy jego odmalowała się męka jakaś wewnętrzna. Znać było że człowiek ten dotknięty także został płomiennym mieczem pięknego acz posępnego ducha, który po świecie całym, śród złych i dobrych zarówno, sieje iskry i żużle wielkich namiętności....
— Lilo! śliczna moja pani! Lilio ty moja biała!
Szept ten płynął nad splotami czarnych jéj warkoczy, jak powiéw cichy a gorący.
— Biała? odrzekła kobiéta, podnosząc na niego oczy upojone i uśmiéchając się, jak się uśmiécha dziécię we śnie marzące. Nie, nazywano mię niegdyś Czarną lilią.... i jestem teraz w oczach świata czarną. Ale ty zdejmiesz ze mnie tę barwę ponurą, nieprawdaż? przed całym światem powiész, że mię kochasz i że nigdy nikogo prócz mnie kochać nie będziesz. Wtedy, mój jedyny, śmiało i dumnie patrzyć będę na ludzi i powiem wszystkim: jestem jego żoną! O! jaką ja będę wtedy wesołą, szczęśliwą!
Ciemne, głębokie rumieńce przesuwały się po twarzy głównego agenta, a wzrok jego z tajemném jakiémś wytężeniem myśli tkwił w przestrzeni, gdy ona podniosła znowu głowę szybkim ruchem i patrząc mu w twarz, zapytała wpół żartobliwym, wpół gwałtownym tonem:
— Kto to taki ta kobiéta?
Ildefons uczynił nagłe poruszenie, jakby chciał powstać; ale białe, delikatne dłonie Lili zacisnęły się wkoło jego ramienia.
— O! zawołała z wyrazem przestrachu i błagania w oczach, nie gniéwaj się tylko na mnie, proszę cię, nie