Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/311

Ta strona została uwierzytelniona.
X.

Pociąg kolei żelaznéj, przybywający z północy, zbliżał się ku ścianom dworca. Po jednéj z sal okazałéj i obszernéj budowy téj przechadzał się, z papirosikiem w ustach i rękami zapuszczonemi w kieszenie zgrabnego paltota, Gottlieb, vulgo Abramek Makower. Miał on na głowie czapeczkę swą ze srebrnym galonkiem, a rozglądając się dokoła w sposób niedbały i znudzony, kształtnéj postaci swéj nadawał ruchy dandysa najgorszego smaku i tonu.
Sala napełniać się właśnie zaczynała przybyłemi pociągiem podróżnymi i wnoszonemi ze dworu pakunkami, gdy młody syn Elego usłyszał za sobą pozdrowienie, znajomym głosem wymówione. Obejrzał się i ujrzał Klemensa Szyłłę, który z worem podróżnym w ręku i skórzaną torebką na plecach witał się z nim poufale i przyjacielsko.
— Gut Abend, Gottliebku!
— Gut Abend! gut Abend! zaśmiał się Abramek. No! jak tam powodziło się w podróży panu Klemensowi? Czy stolica bardzo piękna? A wielkie tam interesa robiłeś dla pana agenta? Aj! aj! ile ja razy myślałem sobie, że chciałbym na twojem być miejscu!