Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/36

Ta strona została uwierzytelniona.

zmienił na zaciekawiony, gdy powóz jego wjechał na széroką drogę, dwoma gęstemi rzędami starych kasztanów osadzoną, a wiodącą do otwartéj na oścież bramy orchowskiego dworu.
— Czy to Orchów?
— Orchów, panie!
Porycki podniósł się z siedzenia i położył dłoń na ramieniu woźnicy.
— Słuchaj-no! rzekł, trzy ruble dostaniesz, jeśli przed dom ten zajedziesz zręcznie, z szykiem, po pańsku, rozumiész?
Woźnica zrozumiał. Cztery rosłe i dobrze utrzymane konie ruszyły tak żwawo, że aż tumany kurzu podniosły się z pod kół koczyka i pełnym kłusem, podzwaniając uprzężą, wbiegły na wielki podwórzec, gdzie kolista droga, niegdyś gracowana znać i zwirem usypywana, dziś czysto wymieciona tylko, wiodła ku nizkiemu, długiemu domowi.
Rozglądając się dokoła, Porycki spostrzegł, iż szykowność ekwipażu jego i zapłata woźnicy przyobiecana zupełnie były stracone. W oknach domu nie ukazała się twarz żadna i na ganek nie wyszedł nikt. Nie miano tu znać czasu ani zwyczaju wyglądać gości, nie trzymano służby licznéj, w każdéj chwili gotowéj wybiedz na spotkanie przybywających.
Porycki wyskoczył z powozu, rozkazał woźnicy z powozem i końmi zatrzymać się na uboczu i stanął na ganku. Od dachu podtrzymywanego sześciu grubemi słupami i od dzikich powojów, pnących się po zielonéj kracie, był tam cień chłodny i orzeźwiający; z obu stron stały drewniane ławki z poręczami, a przed jedną z nich znajdował się stół obszérny. Siedziano tu widać niedawno, spożywano śniada-