Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/364

Ta strona została uwierzytelniona.

ciszki. Dwie wielkie łzy wypłynęły z pod spuszczonych jéj powiek i upadły na ręce nieruchomo splecione.
Michalina ze zdziwieniem patrzyła na siedzącą obok niéj kobiétę. Z ust męża swego znała jéj historyą, wiedziała więc, że nad głową tą, pochyloną teraz w głębokiéj zadumie, przepłynął już szereg lat długich. A jednak powierzchowność siostry Franciszki nie nosiła na sobie cech starości. Twarz jéj, o rysach ściągłych i łagodnych, gładka była, żadną zmarszczką nie zrysowana, a powlekała ją cera przejrzystéj niemal bladości. W szafirowych oczach jéj, lekko wklęsłych, płonął ogień spokojny, lecz zdradzający pełnię uczucia i myśli. Na całéj powierzchowności jéj rozléwała się dziewiczość, niewyłączająca dostojnéj powagi, skupiona w sobie zaduma, niewyłączająca czujnéj i gorliwéj czynności. Znać było że dusza ta niewinna a silna, boleśnie zraniona niegdyś, a teraz uspokojona, posiadała cudowny zdrój jakiś, w którym czerpała siłę wiecznego odmładzania się i odradzania. Zamyślenie jéj, jakkolwiek smutne znać i głębokie, bo łzy z oczu jéj wyciskające, trwało bardzo krótko. Zaledwie lekarz odwrócił się od łoża choréj, szybkim, cichym krokiem przystąpiła ku niemu i z uwagą pełną skupienia słuchała jego zaleceń. Słuchała ich téż pilnie i Michalina.
— Pozwolisz, siostro, abym ci pomagała? rzekła z prośbą w głosie.
Siostra Franciszka potwierdzająco skłoniła głową.
— Będziesz mię pani wyręczała wtedy, gdy starań moich zażądają inni.
Odtąd dwie te kobiéty nie odstępowały ani na chwilę łoża choréj, czuwając nad niem razem lub z kolei.