Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/373

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, dziécię, cierpiałam wiele!
— A! zawołała chora i w oczach jéj błysnęło dziwne jakieś wewnętrzne uradowanie, nie byłaś więc pani szczęśliwą?
— Owszem dziecię moje, bywałam i bywam nieraz bardzo szczęśliwą!
Szyderski uśmiech przebiegł po białych ustach Lili.
— Cierpiałaś pani i byłaś szczęśliwą?.. nie rozumiem tego!
— Miewałam i miewam chwilę wielkiego szczęścia...
— A! teraz rozumiem! Musiałaś pani od czasu do czasu widywać człowieka, którego kochałaś.
— Od chwili któréj przestąpiłam te progi, nie widziałam go ani razu, a on nie wiedział nawet gdzie i czy żyję... Ale, biédne dziécię moje, bywały dnie i noce takie, w których siadywałam nad łożami istot ludzkich nieszczęśliwych, na ciele chorych, na duszy starganych...
Przerwała sobie na chwilę. Ciężko jéj było stawiać obraz wewnętrznych, świętych uciech swych przed oczy kobiéty, ściganéj i dręczonéj przez mroźne widma pustki i nicości. Ale ona nalegała.
— I cóż? cóż, pani?
— Wtedy, ciągnęła daléj siostra Franciszka, gdy dłonią moją opatrzona, usypiała snem słodkim i krzepiącym zbolała głowa bliźniego, gdy słowami memi ukołysane, milkły choć na chwilę burze jego ducha, gdy skłoniłam go, aby zwątpiały i upadający pod brzemieniem sierocéj doli, wzniósł oczy ku niebu i do Boga zawołał wraz ze mną: „Ojcze mój!” — wtedy byłam szczęśliwą... i dziękowałam Bogu za tę moc pociech i ulg, którą złożył w mych