Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/386

Ta strona została uwierzytelniona.

dłemu — w tę oni obracają się. Ja moje dzieci kocham i chcę im edukacyą dawać, i chcę żeby z nich prawdziwe ludzie byli... Ale jak to zrobić?... tego nie wiem... i nikt z naszych Żydów nie wie. Nu, ja przychodzę już do końca mojego mówienia. Ja panu dobrze zrobił i jeszcze więcej zrobię. Czy pan mnie za to nauczy, co ja mam dla moich dzieci robić, żeby oni dobre, rozumne i szczęśliwe byli, nie takie jak... tamten mój syn, co przepadł?... Czy pan mnie pokaże jaki to ma być ten grunt, o którym mnie mój stary ojciec gadał, że jak kto jego pod nogami swemi nie ma, to chodzi po świecie jak pijany, aż w rów głęboki upadnie?
Wymawiając ostatnie słowa, Eli powstał. Silne wzruszenie, wzruszenie myśli i serca, aż do podstaw wstrząśnionych wielkim, przerażającym ciosem, odmalowało się na jego twarzy.
— Panie Makower... zaczął Mieczysław.
Ale Izraelita przerwał mu znowu:
— Niech pan jeszcze nie mówi. Ja jeszcze wszystkich myśli moich nie wypowiedział. Ja pana znam i wiem że pan na moje pytanie odpowie: „dobrze!” Ale to nic nie pomoże i jeżeli my dla siebie zostaniem obcymi, my jeden od drugiego nic nie skorzystamy. Jabym chciał przyjacielem pańskim być, przyjacielem prawdziwym takim co do pańskiego domu przyjdzie, i radzić panu będzie, całym rozumem swym podzieli się z panem; takim co nie będzie u pana jak gość co przy progu siada i któremu wielki honor robią, jeżeli szklankę herbaty podadzą, ale takim przed którym serce i wszystkie myśli otwierają się. A może i pan też nie pogardzi domem Żyda i przyjdzie czasem na jego dzieci spojrzeć i zdanie swoje o nich wydać, czy one źle rosną, czy dobrze, tak jak ten Żyd znowu patrzeć będzie na