Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom II.pdf/57

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy wiész, Michasiu, rzekł po chwili, w imię czego człowiek ten skłaniał mię dziś do opuszczenia stanowiska mego, do oddania w ręce obce ścian tych, śród których przysiągłem sobie żyć, pracować i walczyć? Oto w imię dobra, szczęścia i przyszłości rodziny mojéj, w imię twoje, droga moja, i dzieci naszych! Odpowiedziałem mu naturalnie, tak jak odpowiedziéć należało; ale.... zrodziła się we mnie wątpliwość, czy naprawdę nie popełniam szaleństwa, narażając byt twój i tworząc ci teraźniéjszość tak surową a trudną. Oto już siedem lat, najpiękniejszych lat młodości naszéj, zeszło nam na pracy i wyrzekaniu się wszystkiego. Jesteśmy niewolnikami gleby, przykuci do niéj, wszelkich pomocniczych środków pozbawieni; nie rozporządzamy dowolnie żadną chwilą czasu naszego, żadnym groszem ciężko jednak zapracowanym. Czy masz ty kiedykolwiek choć jednę z tych przyjemności szlachetnych, których słusznie młodość twa i wykształcenie wymagaćby mogły? czy otacza cię choć drobna cząstka tych wygód i ozdób życia, w które opływają kobiéty tysiąc razy mniéj warte od ciebie? Wprowadziłem cię w dom pusty i nagi; w ręce twe złożyłem połowę trudnéj roboty swojéj; a jednak dziś, mniéj może niż kiedykolwiek, zaręczyć ci mogę, czy obronić cię zdołam od twardszego jeszcze losu, od tułaczki po świecie, od śmiertelnéj trwogi o przyszłość naszych dzieci!...
Mówił to z bolesném uniesieniem. Znać było że pragnąłby wszystkie bogactwa i rozkosze ziemi roztoczyć w koło kobiéty téj, którą kochał nad życie, że przyzwyczajenia i wyobrażenia dawne buntowały się w nim niekiedy przeciw woli i postanowieniom, kréślącym mu ogólny plan życia. Ale kobiéta do któréj mówił, dla któréj cierpiał, o los któréj drżał, słuchała go z uśmiéchem na ustach i twarz