Po upływie pewnego czasu, gdy dwaj bracia znaleźli się sam na sam w pokoju, dla gościa przeznaczonym, Czesław, bardzo blizko przed Jerzym stając, rzekł: Mam prośbę do ciebie, Jurku!
— Nareszcie nazwałeś mię tak, jak nazywali mię niegdyś rodzice nasi! Dlaczego dotąd nie uczyniłeś tego ani razu? Dlaczego mówisz do nas: państwo, do żony mojej: pani? Jest-że to przyzwyczajenie, zobojętnienie, niechęć do zbliżenia się...
— Nie. To nieśmiałość. Nie śmiem...
— Nie śmiesz? Ty — nie śmiesz?
— Nie śmiem. Ale oddawna już imię twoje, z tem brzmieniem, jakie miało w ustach kochanej matki naszej, wróciło mi do serca i pamięci.
— Wróciło! Więc przedtem... Ale, jakąż to ma być prośba twoja?
— Abyś pozwolił mi tygodni kilka przepędzić w domu swoim.
— Abym pozwolił! Czesławie!
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-I pieśń niech zapłacze.djvu/056
Ta strona została uwierzytelniona.