Ta strona została uwierzytelniona.
— Nie można, przepraszam, wyjdę stąd zaraz sama...
Jerzy wesoło do brata szepnął:
— Trzeba użyć fortelu...
I przybliżywszy usta do drzwi, rzekł głośno:
— Z poselstwem od matusi...
— Od matusi...
Drzwi otworzyły się natychmiast i w progu stanęła Janina.
Miała na sobie duży, biały fartuch, który ją od stóp do szyi okrywał. Nad tą białością głowa jej unosiła się w złocie włosów nieco rozwianych i prześwieconych przez słońce.
— Czego matusia... co... może niezdrowa?
W błyszczącym szafirze oczu migotał niepokój.
— Przebacz! skłamałem! fortel wojenny! — wołał Jerzy. Chcemy... oto... ja i Czesław... popatrzeć na pole twojej pracy...