Strona:PL Eliza Orzeszkowa-I pieśń niech zapłacze.djvu/092

Ta strona została uwierzytelniona.

nemi falami roztopionych zieleni i metali. Spodem zaś stały rozkwiecone zioła, wyrzucając w powietrze kłęby woni migdałowych, miętowych, miodowych i chwiejąc się nad zielenią traw, nad czerwonemi smugami szczawiów, pod muskającemi je skrzydłami mnóstwa białych i żółtych motyli.
Jerzy z tryumfem w oczach patrzał na brata.
— Spójrz na tę lipę starą, jak dwa stulecia! Co za grubość pnia i rozłożystość gałęzi, na których czy widzisz ten wieniec jasno-zielony, tam w górze, w górze... To jemioła, pasożyt szkodliwy, lecz piękny, nieprawdaż? A ten wiąz wyniosły! Jak on z góry i dumnie panuje nad grupą tych męczeńsko powykrzywianych olszyn! Tam znów, — popatrz! — gaik brzóz, taki wesoły, a pośród nich dąb przysadzisty, jak brodaty patryarcha. Brzozy, jak panny w białych sukniach, otaczają