wyższe nad poziom materyi, jej dziwów i jej interesów. A obok tego i razem z tem czuł, że przenika go słodycz tajemna i niewysłowiona.
Nic z tego, o czem mówiła, nie utracając, ścigał wzrokiem grę jej rysów, a potem, gdy dłonią zakrył oczy, stały mu pod powiekami usta do płatków róży podobne i oczy pod czołem dziewiczem świecące ciepłym, głębokim szafirem.
Po raz pierwszy w życiu zrozumiał, jaką podniosłość i jaką pełnię szczęścia przynosić może dwoiste kochanie: ciałem i duchem, że jest ono również cudem świata i że stokroć wydziedziczonymi są ci, dla których cud ten stać się nie może.
Odjął dłoń od oczu.
— A jednak, słusznie mówiła pani, że — cudów niema!
Smutnie ręce na suknię opuszczając, odpowiedziała:
— Niema ich dla dzieciątek odumierających matki!
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-I pieśń niech zapłacze.djvu/125
Ta strona została uwierzytelniona.