rej Janina i Czesław znaleźli się na schodach ganku, sam na sam.
Ona w pełni księżycowego światła, w jasnych muślinach i z białą swą twarzą, wydawała się cała srebrną. On, przeciwnie, w tem świetle nawet wydawał się ciemnym, tak ciężka chmura przyoblekła mu rysy. W ziemię patrząc, z pochyloną głową, rzekł:
— Przez usta pani ozwał się przed chwilą anioł bezgranicznego miłosierdzia. Lecz są otchłanie, których nie znają wzroki anielskie i są na dnie ich cierpienia piekielne, z których przecież kwiat odkupienia wyrastać nie może...
Jak szafirowe gwiazdy podniosły się ku niemu jej oczy i miękkim szeptem zapytała:
— Dlaczego nie może?
Ale on nie odpowiedział i tylko pochylony przed nią nizko, do ręki jej tak długo przyciskał gorące usta, że srebrzystością niebieską oblana, stanęła cała w ziemskich płomieniach.