Strona:PL Eliza Orzeszkowa-I pieśń niech zapłacze.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.

brzyste podszewki, przelewają w sobie fale roztopionego srebra.
Tam poszli. Po drodze Janina spostrzegła, że wrzos już rozkwitł. Przez te dnie, które spędziła w zamknięciu, rozciągnęły się na podścielisku leśnem liliowe kobierce z połyskiem atłasowym.
Wrzos rozkwitł i po niedawnych deszczach, w powietrzu czuć się dawał zapach zwiędłych liści.
— Jesień przybywa...
— Odlot ptaków...
— I odlot ludzi...
Słowami temi zamienili się w zamyśleniu, powoli. Ona ruchem powolnym zerwała kilka gałązek wrzosu i zaczęła coś mówić o wspaniałości tutejszych jesieni, a on odpowiedział, że je znał niegdyś, pamięta, dawno nie widział. Potem umilkli i nie mówili nic już wcale, nie mogąc, albo nie chcąc, dla słów napróżnych rozrywać pęt, które zwierały im usta. Tak doszli do miejsca, w którem drzewa lasu roz-