stąpiły się przed nimi i odsłoniły żółte ściernisko, leżące pod seledynowem niebem nadchodzącego wieczoru. Z wąwozu, jak skroplona krew z puharu, wylewały się grona czerwonych jagód; tu i owdzie jarzębiny wysmukłe stały w koralowych strojach. Na ściernisku wznosiły się zrzadka jakieś wielkie rumiany z żółtemi oczyma, jakieś osty rozłożyste, owieszone pasmami szarej przędzy, która czyniła je podobnemi do siwowłosych, rozczochranych starców. Zachodnia strona nieba poczynała zapływać złotem bladej zorzy.
Pod nieruchomemi w nieruchomem powietrzu wierzbami usiedli na rdzewiejącej trawie małego pagórka.
Oczy Janiny tkwiły w bladem złocie zorzy.
— Już! wszystko przemija! Za kilka tygodni będę daleko stąd...
W głosie jej był ten smutek, który jak kamień przytłumia głos. Ciężko jej było mówić i oddychać. On to widział
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-I pieśń niech zapłacze.djvu/167
Ta strona została uwierzytelniona.