Ta strona została uwierzytelniona.
Słońce blizkie zachodu wesoło oświecało wnętrze domu w Polance. Sprzęty i ściany połyskiwały od tej iskrzącej się pozłoty i przepojonymi nią były rozproszone tu i owdzie bukiety z wrzosu i jarzębinowych jagód. Jaskrawo i wesoło, a zarazem spokojnie wyglądało to wnętrze, po którem przesuwały się również wesołe i spokojne twarze ludzkie.
Jerzy skończył dziś jakieś uciążliwe obliczenia i rachunki, które przez dni parę tak go pochłaniały, że nie mógł czasem zasiadać przy rodzinnym stole; Dębsia rozmawiała gdzieś w kątku z odzyskanym synem, niedobrym, lecz kochanym; dzieci przez smugi słoneczne przelatywały jak motyle, a Krysia biegła do