w zwykłej sobie majestatycznej postawie stojąc, jedną ręką przyciskała do piersi zdjęty ze stołu talerz, a drugą zakreślała krzyż na swej szerokiej piersi. Może z powodu brzmienia głosu przeżegnanie się to rozebrzmiało posępnie i trwożnie.
Płomienne oczy przybyłej zapłynęły łzami.
— Co to jest? Ciszej, niż przedtem mówić zaczęła. — Tu jest coś złego, ja to czuję! Jakiś tu jest strach. Wyglądacie wszyscy jak umarli. Może z nim stało się co złego? A może to... Ach! prawda! Słyszałam, słyszałam, ale nie mieszałam się do tego nigdy... Co mię tam te wszystkie kłótnie obchodzą! Pokochałam i wyszłam za tego, kogo kochałam... gotowa byłam i jego krewnych pokochać... Ale widzę, że mnie nie chcecie i nie będę się wam narzucała. Ja, dygnitarska córka... narzucać się nikomu nie przywykłam... tylko z mężem pozwólcie mi się zobaczyć... Gdzie on jest? Zawołajcie tu jego...
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-I pieśń niech zapłacze.djvu/213
Ta strona została uwierzytelniona.