Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Jędza.djvu/012

Ta strona została uwierzytelniona.

ko o potrzebę sporządzania jakiejkolwiek odzieży posądzić może, do swego męża krawca werbować.
Zrana, w południe, przed wieczorem, latem, jesienią i zimą, słowem o każdej porze dnia i roku, widzieć można Ruchlę przypartą do rogu bramy i głęboko zapadłemi, czarnemi oczyma wodzącą po przytykającym do niej chodniku. Czasem, gdy nogi zabolą ją od stania, przysiada na niskich schodkach, znajdujących się u drzwi mieszkania stróża, i z łokciami na kolanach, z brodą opartą na obu rękach, siedzi jak posąg; lecz niech tylko spostrzeże idącego chodnikiem lub wchodzącego do bramy kogoś z zawinięciem, lub kawałkiem materyi w ręku, natychmiast zrywa się, podbiega i z ukłonami, z błagalnemi wejrzeniami, z tysiącznemi przyrzeczeniami taniości i doskonałości roboty, do siebie zapraszać go zaczyna. Z sennej, leniwej, nieustannie i zda się śmiertelnie smutnej kobiety przemienia się wtedy na Demostenesa w obłoconej spódnicy, a w części też na baletnicę, tak staje się wymowną i takich gibkich, żwawych, sprężystych nabiera ruchów. Tłumnie, bezprzestannie, gorączkowo wyrazy tłoczą się na jej kształtnych, cienkich, zżółkłych wargach; błagalnie, gorączkowo, z wyrazem niepokoju, przymilenia i żądzy w twarz przechodnia z zawinięciem spoglądają jej głęboko zapadłe, jak noc czarne oczy. I dość często udaje się jej dopiąć celu, dość często przechodzień, zwabiony jej spojrzeniami, ukłonami i obietnicami, skierowuje się w stronę jej mieszkania, omijając drzwi Jadwigi Szyszkówny i drugiej szwaczki, która także w tym domu mieszka, ale której Jadwiga znać nie chce, z powodu kawalerów, z którymi ta lekkomyślna dzie-