Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Jędza.djvu/026

Ta strona została uwierzytelniona.

Surowo więc w myśli karci samą siebie za to, że nie wiedzieć czego jak słup stanęła, i jak gawron gapi się przez okno, nic nie robiąc...
W chwili właśnie, kiedy przestając być „gawronem,“ odwróciła się od okna, we drzwiach przepierzenia ukazała się stara kobieta, w jednej ręce szklankę z herbatą, a w drugiej koszyk druciany z chlebem i sucharkami niosąca. Poranny negliż jej składał się z poplamionej spódnicy i podartego kaftana: włosy gęste i czarne, jak posępna chmura opadały jej na ciemne, bardzo pomarszczone czoło; gdy szła, znoszone i źle włożone trzewiki klapały o podłogę. Zresztą, niewysoka, trochę krępa, nie miała w sobie nic osobliwego, coby ją w szczególności od innych starych kobiet odróżniało: nic oprócz ponurej sprzeczności czarnych włosów z zestarzałą twarzą i oczu wypukłych, wielkich, napełnionych wyrazem tak ogromnego bólu, że niepodobna go było od pierwszego zaraz spojrzenia nie spostrzedz. Przez te oczy, pod gęstemi brwiami i pomarszczonem czołem osadzone, patrzał zawód jakiś, nigdy zapomnieć się nie dający, i żal nieprzepłakany, śpiczasta zaś linia nosa i wklęsłe usta zdradzały gniewliwość i wieczne, zgryźliwe z całego świata niezadowolenie.
Postawiwszy szklankę i koszyk na stole, nie odeszła, ale przed córką stanęła, zaciśniętemi wargami to w prawo, to w lewo szybko poruszała, aż przytłumionym głosem zaczęła:
— A ty nie waż się mówić, że oni w błocie po uszy siedzą! Kara boska! Zginienie wieczne! Trzeba za grosz serca nie mieć, aby tak na rodzonych braci wygadywać! Zkąd ty wiesz, że oni w błocie siedzą? Jezus, Marya! Zkąd ty to wiedzieć możesz? Czy