Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Jędza.djvu/028

Ta strona została uwierzytelniona.

zwróciła na nie uwagi. Drepcąc dokoła stołu i podnosząc z ziemi skrawki materyi, mówiła i wykrzykiwała dalej:
— Czy ty taka siostra, żebyś do braci zatęskniła? Czy ty taka, żebyś matkę w smutku i niespokojności pocieszyła, utuliła? Jezus, Marya! Ty i kontenta, że pochlubić się możesz przed światem: „Ot, jacy moi bracia, a jaka ja! patrzajcie!...“
Z głośnym brzękiem łyżeczka z palców Jadwigi na ziemię upadła: jednocześnie, ona sama, jak struna, porwała się krzesła.
— O, Boże mój! — zawołała — za co ja te wszystkie męczarnie znoszę? Co ja mamie złego zrobiłam? Czy to moja wina, że Władek i Józio tak o nas zapomnieli, jakby nas wcale na świecie nie było?...
— Zapomnieli! — krzyknęła stara, — męka! zgryzota! niedola! A zkądże ty wiesz, że zapomnieli? Jezus, Marya! A nuż przypomną sobie jeszcze, napiszą, przyjadą, a?... Co wtedy będzie?... Wstyd będzie siostrzyczce, która tak już napewno tryumfuje i języczkiem miele: „Zapomnieli! zapomnieli!“
— Ja ani tryumfuję, ani językiem o nich mielę! Ja sama niemało nagryzłam się i napłakałam przez to, że oni tacy...
— Jacy? jacy? Jezus, Marya! jacyż oni? jacy?
— Ale przez to, że oni tacy, mama mnie zniecierpiała i na mnie gniew swój spędza! Nigdy ja od mamy dobrego słowa nie słyszę! nigdy z sobą jak matka z córką, jak przyjaciółki, nie porozmawiamy. Co tylko zrobię, źle; co powiem, źle, — i wszystkiemu ja winna...
— Jezus, Marya! Skaranie boskie! Ot rozgadała się! Ot rozpuściła języczek! ot jędza!