zawsze czyimś kosztem, śmiać się zawsze nie wiedzieć z czego, skakać po świecie, jak wróbel po grzędzie — za nic! Ją od tego wszystkiego spaliłby wstyd, tylko przez samą siebie doświadczany!
Szybko zawróciła się ku bramie, lecz zaledwie kilkanaście kroków uszła, oko w oko spotkała się znowu z dużą czerwoną twarzą, w wysokiem garnirowaniu kaptura wyrastającą z wielkiego futrzanego kołnierza. Niestety! była to twarz ta sama, której dziś zrana język pokazała. Więc też, czerwieńsza jeszcze niż wprzódy, świecące oczy w nią wlepiając, twarz ta wnet przemówiła:
— A! panna Szyszkówna dobrodziejka! Moje uszanowanie pani! moje uszanowanie! A czy to pięknie ludziom język pokazywać?
— Bardzo niepięknie! — nie zatrzymując się, odrzuciła Jadwiga, — ale jeszcze niepiękniej w cudze okna zaglądać!
Poszła i usłyszała za sobą sycząco wymówiony wyraz:
— Jędza!
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Jędza.djvu/038
Ta strona została uwierzytelniona.