kę, że zaś, brzydząc się błotem, gdy chodziła po mieście, wysoko zwykle podnosiła suknię, więc i teraz także ta śliczna nóżka doskonale była widzialną.
— Proszę pani bliżej! Niech pani będzie łaskawa! Ale niechże pani będzie łaskawa, usiądzie, odpocznie!
Do połowy prawie naprzód wygięty, wzrokiem teraz obejmował wysmukłą jej kibić i eleganckim gestem jeden z otaczających stół fotelów ukazywał. Był grzecznym nie do opisania, aż do pokory prawie; tylko z za okularów świeciły mu dwie iskry, a mięsiste wargi tworzyły przymilony i jakby do pocałunku sposobiący się umizg, który już przedtem na Jadwigę niemiłe wywierał wrażenie. Zupełnie pomimowoli i bezwiednie, powieki spuścić musiała. Ze spuszczonemi też powiekami i przytłumionym głosem krótko odpowiedziała:
— Przepraszam, czasu nie mam.
On zbliżył się do niej i w samą twarz jej patrząc, słodko mówić zaczął:
— Ale pocóż tak się śpieszyć? Dlaczego nie posiedzieć, nie odpocząć, nie pogawędzić trochę? Szkoda takich oczek dla wiecznej pracy! Szkoda takich rączek...
— Niech pan będzie łaskaw odda mi moją należność, bo do domu śpieszyć muszę! — przerwała głosem daleko silniejszym i bardziej stanowczym niż wprzódy, bo gniew już wzbierać w niej zaczął.
— A jakże! a naturalnie! Natychmiast! za chwilkę, za chwileczkę! — z nieporównaną galanteryą wykrzyknął grzeczny i woniejący jegomość, przyczem kilku podskokami przeniósł się do przyległego pokoju, z którego mniej niż w minutę powrócił. W ręce
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Jędza.djvu/045
Ta strona została uwierzytelniona.