Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Jędza.djvu/053

Ta strona została uwierzytelniona.

urządziły, a ponieważ mieszkają nisko, więc wybornie widzieć można, jak w białych, świeżutkich czepcach barczyste i ciężkie, ale zwinne, krążą dokoła nakrytego stołu, przy którym siedzi już siwiutki, ładny staruszek, zapewne przyjaciel lub krewny, na świętą wieczerzę zaproszony. Daleko weselej jeszcze dzieje się u pokątnego doradcy, mieszkającego w samym rogu dziedzińca. Tam, jedno okno zajęło całkiem drzewko, z mnóstwem zapalonych świeczek i uwieszonych do jego gałęzi pozłacanych orzechów i cukierków. Dokoła zaś tego drzewka, wyżej i niżej, unosi się prawdziwy deszcz dziecinnych główek. Jest ich ze sześcioro, snać pouczepiały się okna, powłaziły na krzesła i wszystkie śmieją się, z różowemi od szczęścia buziami, z rękoma ku gałęziom rajskiego drzewka wyciągniętemi.
Jakkolwiek Jadwiga wie dobrze, iż pokątny doradca jest bardzo złym człowiekiem, myśli jednak teraz, że dzieci jego podobne są do malowanych na obrazach aniołków, a śmiechy ich głośne, radosne w jeden chór zlewają się w jej uchu z harmonijką ślusarza i śmiechem jego żony, z fortepianem panny Karoliny i szczebiotem lekkomyślnej szwaczki, z basowym głosem ładnego staruszka, który siedzi u stołu emerytek, z brzękiem talerzy i szklanek rozlegającym się w mieszkaniu szewca Jerzego, który teraz nie stuka już i nie hałasuje popijanemu, ale u samego okna siedząc, poważnie i z zamaszystemi gestami, przed kimś we wnętrzu mieszkania znajdującym się peroruje. Wszystko to razem nie tworzy wcale hałasu, tylko łagodny szmer, zda się, uroczystością wielkiego święta przytłumiony, z różnych przegródek tego kotła wyciekający na dziedziniec obszerny,