Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Jędza.djvu/062

Ta strona została uwierzytelniona.

— Masz tobie! Jezus Marya! Drzwi nie zamknęłaś, Jadwisiu! Klęska, niedola, nieszczęście! Idą tu, łobuzy...
Nie domówiła ostatniego wyrazu, gdy drzwi od sieni otworzyły się szeroko, i próg przestąpiwszy, stanęli tuż przy drzwiach dwaj wysocy, barczyści młodzieńcy, w krótkich kożuszkach, wysokich butach z czapkami w rękach; stanęli i pełnemi, silnemi głosami huknęli znowu:

„My zaś sami z piosneczkami
Za wami pośpieszymy,
A tak tego maleńkiego,
Niech wszyscy zobaczymy..“


— Jezus Marya!... Łobuzy... uliczniki... łotrzyki... czy to myślicie z nas facecye sobie stroić! cudze domy napadać! kobiety straszyć! Jezus Marya! Plaga egipska, choroba...
Ale oni śpiewać przestawszy, i u drzwi ciągle stojąc, gromkiemi głosy obaj razem mówić zaczęli:
— Rekomendujemy się i o gościnne przyjęcie prosimy. Ślusarze jesteśmy, kotlarze, druciarze, nożowniki, bronzowniki, wszystko, co się metalu tyczy, to nasze. Zamki i klamki reparować, rondle łatać, noże ostrzyć, garnki drutować możemy...
Śmiechem parsknęli, a Szyszkowa z rozpostartemi ramiony formalnie rzuciła się na nich.
— Proszę wyjść! proszę natychmiast wyjść sobie! Jezus Marya! plaga egipska! Policyi zawołam! Policya! policya! policya!
Jadwiga przeciwnie, stała nieruchoma, a w przybyłych wpatrywała się tak uparcie i z takiem zdzi-