Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Jędza.djvu/096

Ta strona została uwierzytelniona.

piero spostrzegła, że wchodzi w bramę domu, do jej mieszkania wiodącą, gdy zobaczyła Ruchlę, która w skurczonej postawie i zabłoconej sukni na wschodkach siedziała, a ujrzawszy ją, z brudnej chusty twarz wychyliła i zawołała:
— A! panienka dziś w wesołej kompanii chodzi! Nu, daj Boże zdrowie i szczęście!
— A tak, moja Ruchlo! Krewni nasi... — uprzejmie zaczęła Jadwiga.
Lecz mowę jej przerwał rozlegający się tuż obok srebrny i szczebiotliwy, a od zdyszania przerywany głosik:
— A ja tak leciałam, tak leciałam za panną Jadwigą, że aż zasapałam się i tchu nie mogłam złapać.. Dzień dobry! Świąt winszuję, wszystkiego dobrego życzę! Niech panna Jadwiga o naszej wczorajszej kłótni zapomni, bo to głupstwo było, i niech mi pani na zgodę rączkę poda...
— Owszem, — odpowiedziała, i chętnie teraz ku wietrznej sąsiadce rękę wyciągnęła.
Ta zaś, z palącemi się oczyma, a rozwianemi przez wiatr loczkami, trzepała dalej:
— Bo widzi pani, wczorajszy wieczór to był dla mnie ważny wieczór.. Jestem już z panem Bolesławem po słowie... Na pasterkę wtenczas dzwonili, kiedy my przyrzekliśmy sobie, że się pobierzemy... Pan Jezus rodził się, a my przyrzekaliśmy sobie... jak raz w tej samej minucie, kiedy Pan Jezus rodził się...
Zgrabny, ale chudy i blady urzędnik, wytrzeszczając nieco błękitne oczy i nadzwyczaj powoli każdy wyraz wymawiając, z kolei zaczął: