doświadcza znowu takiego uczucia, jakby ostra i gruba szpilka lub igła przebijała pierś jej w tem miejscu, w którem znajduje się serce. Znowu — bo to samo zdarzyło się wczoraj, zawczoraj, przed tygodniem, przed miesiącem. Wie jednak dobrze, iż szpilek ani igieł nie wpina do stanika tak niezgrabnie, aby kłóć ją mogły. To przeczące trzęsienie głową Ruchli, jakkolwiek z góry przewidziane, takiem ukłóciem przeszywa ją zda się nawskroś.
Zatrzymuje się przed skurczoną na wschodkach postacią i zapytuje:
— Czego to tak płakałaś, że aż oczy masz czerwone?...
Ruchla wydaje kilka jęków, i kołysać się zaczyna w obie strony. Mąż jej, suchotnik, źle się w tych dniach ma, bardzo źle... już leży!...
— Więc dlaczegóż, moja Ruchlo, zamiast go pielęgnować, ty tu w bramie jak siedzisz, tak siedzisz?
— Już ja tak przywykła...
— Ależ wszystko to jedno; gdybyś i złapała kogo z robotą, mąż twój teraz przyjąćby jej nie mógł.
— Czemu nie? Nasz Mendelek i nasz Lejbełe już szyją.
Jadwiga oburza się na myśl o takiem szyciu, do jakiego zdolnymi być mogą szesnastoletni Mendelek i jeszcze młodszy od niego Lejbuś.
— Takie dzieci! — woła z oburzeniem, — po jakiemuż one szyć mogą! Ależ taka robota, jaką ich być może, to poprostu oszukaństwo...
Ruchla powoli ramionami wzrusza i, rozkładając nieco ręce, odpowiada;[1]
- ↑ Błąd w druku; powinien być dwukropek.