od kurzawy i kłótni wykrzywionemi, Jadwiga wbiegła do swego mieszkania, kosz przyniesiony ze stukiem na ziemię postawiła, zerwany z głowy kapelusz rzuciła na komodę, i z głośnem stęknięciem na krzesło upadłszy, oczy, przed któremi latały roje czerwonych i złotych muszek, obu rękoma przecierać zaczęła.
Za przepierzeniem ozwał się głos Szyszkowej:
— Czegóż tak stękasz i stukasz? Jezus, Marya. Zginienie zdrowia i życia! Czy nieprzyjemność jaką miałaś? Czy taki humor ciebie napadł? A w mieście ze dwie godziny siedziałeś! Myślałam już, że, Jezus Marya, ktokolwiek panienkę na fetę zaprosił i na pierwszem miejscu przy stole posadził. Aż tu nie, przyszła, ale śmierć, męka, zgryzota, w złym humorze! Jezus, Marya, czemuż nie odpowiadasz? Ja pytam, czego ona stuka i stęka? a ona nie odpowiada! Plaga egipska!
Nie odpowiadała, zaledwie nawet słyszała słowa matki, bo i w uszach jej od wrzasku za oknami szumiało, i po głowie wiła się myśl: „Jednak to być nie może, aby on nigdy już... W tem miejscu, ot tu, przy samej komodzie, pomagając mi futro zdejmować, za rękę mię ścisnął i szepnął: Moja jedyna! — A potem, kiedy siadaliśmy do stołu, do tego, ot tego krzesła przyskoczył i aż krzyknął: Ja przy Jadzi! — Nie, to być nie może, aby on już nigdy...“ Cóż znowu?
Zerwała się z krzesła, i teraz dopiero spostrzegła matkę, we drzwiach przepierzenia stojącą.
Przez ubiegłe miesiące Szyszkowa postarzała, zmizerniała przygarbiła się, tylko włosy jej siwieć nie chciały, i jak wprzódy czarną chmurą zwisały nad ciemną, czerwonemi smugami zoraną twarzą. Wypukłe, piwne oczy wlepiając, krzyknęła:
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Jędza.djvu/139
Ta strona została uwierzytelniona.