cami w przyjaźni żyli, patrzy: staruszka jakaś siedzi, bardzo miła podobno staruszka, różowieńka sobie taka, wesoleńka, ale biednieńko, biednieńko sobie ubrana. Pyta się on: „Kto to taki ta staruszka?“ Aż jemu mówią, że to pani Ginejkowa. Dobrze. Podszedł do niej, zarekomendował się i mówi: „A ja synków pani dobrodziki tam i tam, wtedy i wtedy widziałem.“ I zaczął pięknie, grzecznie — już to on zawsze jest bardzo grzeczny — panów Ginejków chwalić. Pani Ginejkowa też dużo mu o swoich synach naopowiadała. Powiedziała, że chwała Bogu zdrowi, że do niej pisują, że powodzi się im w fabryce nie tak to bardzo dobrze, ale i nie tak bardzo źle, że w tym miesiącu mają już matkę do siebie sprowadzić, bo i jej bardzo już ciężko samej żyć, i im gospodyni w domu zda się... że pan Stanisław po nią przyjedzie, a pan Aleksander już po oświadczynach z jedną tam panną w sąsiedztwie i wkrótce ożeni się...
Jadwiga, która przez cały czas szczebiotania Pauliny, ze spuszczoną głową prędko, coraz prędzej szyła, teraz twarz podniosła.
— Z kimże to żeni się mój krewny? — zapytała głosem trochę głuchym, ale zupełnie pewnym, przyczem oczyma nieco rozszerzonemi na Paulinę patrzała.
— Podobno z jakąś panną z sąsiedztwa... córką obywatela... no, takiego sobie małego obywatelka, która w nim zakochała się okropnie i przeciw woli rodziców za niego idzie, bo ma się rozumieć, że rodzice nie pozwalali jej za rzemieślnika wychodzić... Ale ona powiedziała, że jeżeli nie pozwolą, to ona otruje się, więc wzięli i pozwolili. To wszystko pani Ginejkowej opowiadała jedna pani, co przyjechała z tam-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Jędza.djvu/151
Ta strona została uwierzytelniona.