wa? — zawołała ku niej żona szewca Jerzego, ukazując się przede drzwiami, w szafirowej spódnicy, brudnym kaftanie i przydeptanych pantoflach.
Usłyszawszy odpowiedź ślusarzowej, za rozczochraną głowę się schwyciła.
— A jej! taka nagła choroba! nieszczęście! A córka przy niej sama jedna! Trzebaż pomódz biedaczce! Ot, tylko czysty kaftan narzucę i przylecę tam, zaraz przylecę!
Ale usłyszawszy rozmowy, rozlegające się na dziedzińcu, z sutereny swojej wydobyła się na powierzchnię ziemi, i w krótkiej spódnicy, boso, z rozwianemi nad małą twarzyczką siwemi włosami, biegła przez dziedziniec Ambrożowa. W drobne, od mydlin mokre ręce z żalu uderzała i krzyczała:
— Oj, biednieńkaż ona z taką chorą matką, sama jedna, panieneczka moja złocieńka, biednieńka! Może w czem pomódz, posłużyć? Może po cyruliczka pobiedz? Może zimnieńkiej wody do główki przynieść! Jestem! jestem! jestem!
I z temi słowami, jak zwinna mysz do nory, do sionki Jadwigi wbiegła.
W tejże chwili, z bramy na dziedziniec wybiegła Ruchla. Nie szła już tak, jak zawsze, leniwie i sennie, ale z takim rozmachem biegła, że aż brudna chusta zsunęła się na jej plecy i odsłoniła głowę, czarnym perkalem, zastępującym perukę, oblepioną.
— Hörst! — krzyczała, — co to? Pani Szyszkowa zachorowała! A co tam panienka robi? Aj, waj! ona tam sama jedna... jak ona sobie radę da w takim przypadku!
— Ruchla! Ruchla! — z okna pierwszego piętra zawołała na nią karczmarka Leja.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Jędza.djvu/157
Ta strona została uwierzytelniona.