frygę nawet wolał... Drugi, Jezus Marya... taki miły, poczciwy, żeni się tam gdzieś, ją porzucił... już tak i zostanie się sama na świecie... Ach, nieszczęśliwa ja matka, nieszczęśliwa... na co Bóg kobietom dzieci daje?.. Może ja umrę i jej z karku spadnę... Jezus, Marya! umrę i ich nie zobaczę! Ratujcie! Zlitujcie się! już ja zdrowa! odziejcie mnie i na kolej odwieźcie! Jadwiga, pieniędzy daj! słyszysz? Do Władka pojadę! bo mnie daleko już lepiej, lepiej... ja już zdrowa... spytajcie się sobie doktora... on sam powie, że ja zdrowa już i muszę jego zobaczyć... choć raz jeszcze przed śmiercią... choć pocieszyć go troszkę i powiedzieć jemu, że ja nie wierzę... w nic nie wierzę... cały świat kłamie... kalumnie, intrygi, zazdrość ludzka... on nie winien... Do sędziów pójdę, przed sądem twarzą padnę i krzyczeć będę: „On nie winien!“ I tamten nie winien: zakochał się! lubek mój biedny, najmilszy, zakochał się... pewno ona, jak anioł śliczna... a ludzie mówią, że dla pieniędzy... Ale ja do niego pojadę, wyperswaduję, uproszę... Trzewiki mi dajcież! gdzie trzewiki? Spódnicę... O której kolej odchodzi? Jadwiga! pieniędzy! Słyszysz? Na kolej jadę.. do Józia... Nie dasz pieniędzy? Twoje, masz prawo... Wyżebrzę, u ludzi wyproszę... o żebranym chlebie przeżyję, a dojadę... Jezus, Marya... jak mnie źle... słabo... nic nie słyszę... czy ja umieram już?... Bez nich umrę? Nie chcę... nie chcę... bez nich nie chcę... dajcie trzewiki i spodnicę[1]... raz tylko ich zobaczyć, choć raz jeszcze, Boże mój, choć raz jeszcze, Boże mój, choć raz...
Nie umierała, ale końca jej mowy prawie zrozumieć nie było można, bo i wątek jej myśli urywał się
- ↑ Błąd w druku; powinno być – spódnicę.