Teraz spostrzegła, że Żydówka płakała pocichu, ale tak mocno, aż się jej pod chustką trzęsły ramiona.
— Czegóż tak płaczesz, Ruchlo? Czy Mendel...
— Źle, bardzo źle!
I nie wiedzieć jakiem uczuciem pchnięta, do rąk jej się rzuciła, a potem łkając, w pół ją objęła, i w głowę, w policzki, w ramiona całowała. Jadwiga nie usuwała się wcale od tych uścisków i pocałunków nędzarki, owszem, jakby tajała w nich, wydobywała się z kamiennego zakucia, aż wzajem ręce dokoła Ruchli zarzuciwszy, gwałtownie zapłakała. Tamte, u łoża matki jej czuwające, w porównaniu z nią magnatkami jeszcze były. Tej jednej nie wstydziła się łez swych pokazać. Dwie nędze — dwie siostry!
— Co ja panience powiem! — wśród płaczu szepnęła Ruchla; — może ten panicz, jak dowie się, że panienkę takie nieszczęście spotkało... przyjedzie?
— Nigdy, — odpowiedziała Jadwiga, łzy z twarzy szybko otarła, a raz jeszcze Ruchlę w głowę pocałowawszy, do mieszkania wbiegła.
Tu nie rozlegał się już głos Szyszkowej; zażyte lekarstwo uspokoiło ją nieco i powoli usypiało. Trzy pielęgnujące ją kobiety zcicha naradzały się z sobą i o wyniku narady Jadwidze oznajmiły. Teraz, do pomocy jej przy chorej zostanie Ambrożowa, Michałowa zaś uśpiwszy dziecko i sama przespawszy się nieco, o pierwszej lub drugiej w nocy przyjdzie ją zastąpić; następnie, o jakiej tam szóstej z rana zastąpi Jerzowa, i tak już będą ciągle przychodziły na zmianę, dopóki Jadwiga stałej jakiej pomocnicy sobie nie znajdzie. Czynić to mogą przez dni kilka i dłużej — a jej! cóż to ważnego! a jeżeliby uczuły się zmęczonemi, przybiorą sobie jeszcze jedną sąsiadkę.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Jędza.djvu/170
Ta strona została uwierzytelniona.