w Wołpie kramę z solą, żelaztwem i różnemi drobiazgami, a ty domek własny tam miałeś i furmaniłeś. Pamiętam, ho! pamiętam ja te czasy, kiedym jeszcze w łapciach, panie dobrodzieju, do Wołpy przyjeżdżał i do was zachodził. U żonki twojej kupowałem, co mi było potrzeba, roztropna była i przystojna Żydowica, ta twoja Merka — a twoją bryką raz do strzecznego (stryjecznego) brata aż za Słonim jeździłem. Cóżto takiego stało się z tobą?
Gedali stał teraz prosto, o gzems komina oparty, zupełnie prawie już pewny, że mu się tu nic złego nie stanie. Na pytanie Korejby odpowiedział:
— Co? Ot co... Pan Bóg dopuścił. Mój dom w Wołpie spalił się.
— Szkoda! szkoda! — z widocznem współczuciem rzekł Korejba.
— I dobrze! — krzyknął Tomkiewicz. — Zjadał wilk, zjedli wilka! Albo to oni mało budynków ludzkich podpalili. W Krzewnie tej wiosny podwał wódczany podpalili, a w Pałówce karczmę.
Cicho i zlekka ramionami wzruszając, Gedali odpowiedział:
— Ja nie podpalał.
— Ale bo nie mogłeś, a żebyś tylko mógł, tobyś podpalił.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Kramarz.djvu/39
Ta strona została uwierzytelniona.