— Nie podpaliłby, — zaprzeczył Korejba — ja jego kiedyś dobrze znałem. Człek był spokojny. A Merka twoja jak ma się? Czy i ona już w Wołpie kramy nie ma?
— Umarła.
— Patrzajcie! umarła! — Szeroko znowu usta otworzyła Korejbina; — a a a! taki jeszcze i nie stara była kobieta! a z czegóż-to ona umarła?
Żyd patrzył w ziemię.
— Ot, z czego? Pan Bóg dopuścił... nie tu wspominając, ze złej choroby...
— Znaczy, z cholery, — rzekł Korejba, a ekonom, szybko poruszając krzaczystemi wąsami, żywym ruchem zwrócił się do Żyda.
— No Żydzie! — zawołał — jak jutro przez Szumnę przechodzić będziesz, słowo honorowego człowieka, dam ci garniec świeżego grochu, tylko mi zaraz powiedz, jak nazywa się ta choroba, na którą twoja żona umarła! cha, cha, cha, cha!
Gedali niespokojnie poruszył wargami.
— Nu, nie tu wspominając, to zła choroba...
— Ale ty mnie gadaj, jak ona nazywa się?
— Jak ona nazywa się? A na co to mówić, jak ona nazywa się!
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Kramarz.djvu/40
Ta strona została uwierzytelniona.