biedy i w twardem swem ciele duszę miał miękką.
— Suchoty, czy co? — półgłosem przemówił — czemu ty do licha nie leczysz się, Żydzie?
— Ja był u doktora.
— I coż ci on powiedział?
— A co? on powiedział, żebym ja codzień mięso jadł, dużo mleka pił, mało chodził i co tydzień bańki stawiał.
Uśmiech przewinął się mu po ustach, wstrząsnął policzkami, wzniósł się aż na czoło, które zmarszczył aż po siwiejące włosy.
— Mięsa jeść i mleka pić ja nie mogę, bo to bardzo drogo kosztuje... Chodzić dużo ja muszę, bo z tego cały mój zarobek... to ja w jednem doktora posłuchałem... bańki co tydzień stawię... one tylko złotówkę kosztują... nu... złotówkę na tydzień, to ja mogę na swoję kuracją wydać...
— Jezu! — zadziwiła się Korejbina — ale wy możecie tak dużo chodzić przy takiej chorobie...
Przestał uśmiechać się i poprostu, jednem słowem, odpowiedział:
— Chodzę!
W tej chwili Jadwisia, która na kilka sekund wybiegła była do sieni, wróciła i z bia-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Kramarz.djvu/51
Ta strona została uwierzytelniona.