Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Kramarz.djvu/52

Ta strona została uwierzytelniona.

łym, sporym garnkiem w ręku zbliżyła się do Żyda.
— Może mleka! — rzekła, podając mu garnek.
Gedalemu oczy błysnęły chciwością. Popatrzał chwilę na garnek, napełniony żółtawem, niedawno udojonem, jeszcze ciepłem mlekiem i przecząco wstrząsając głową, rzekł:
— Dziękuję panience. Mnie tego nie można.
— Co? trefne? — ze śmiechem zawołał Tomkiewicz.
— Mnie tego nie można...
— To może choć chleba z masłem? — ozwał się Janek.
— Gedali nic już nie rzekł, tylko przecząco znowu głową poruszył.
— Ot, zjedlibyście choć parę kartofli z solą, a to ze wszystkiem zesłabniecie — spoglądając w garnek, gdzie było jeszcze trochę kartofli, zaprosiła Korejbina.
Widocznie zakłopotany i twarz nieco od obecnych odwracając, Gedali odpowiedzał:
— Dziękuję wielmożnemu państwu za wszystko... już ja sobie jutro u szynkarza w Szumnej podjem.
— No, żyjże to z tymi ludźmi! — grubym basem krzyknął ekonom — kiedy oni z chrześ-