Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/020

Ta strona została uwierzytelniona.

pienia i goryczy. Człowiek, który dla jakich bądź przyczyn nie uzewnętrznia słowem i czynem, noszonych w głowie i piersi, myśli i porywów, musi być człowiekiem smutnym, chociaż-by niewidzialnie, prędzéj czy późniéj musi przed sobą samym przyznać, że życie jego zostało straconém.
O wszystkiém tém dowiedziałam się nie dziś, ani wczoraj. W dziejach i sercu świata uczył mię czytać ojciec mój od bardzo wczesnéj pory. Zwolna, stopniowo, rozwijał mi przed oczyma obraz po obrazie, dotykał wszystkich strun wewnętrznéj mojéj istoy, aż przyszły dnie, w których, z dziwną rozkoszą wiedzy, mówić zaczęłam: rozumiem! rozumiem!
Potém była chwila, gdy zawołałam: kocham! — i z niepojętém uczuciem szczęścia rzuciłam się na pierś mojego ojca. Jemu wtedy zajaśniały oczy, jak nigdy przedtém. Usłyszałam, że z cicha rzekł do siebie: „Przecież uczyniłem coś na świecie!“
Cóż kochałam podówczas? Wszystko! ku czemu zwracano wzrok ciała i siłę pojęcia mego. Natura była siostrą moją jedyną, jaką miałam. Przywykłam naprzód wpatrywać się bezwiednie w jéj barwy i słuchać jéj dźwięków; potém od kamienia i fali wodnéj do obłoków, płynących górą, i woni, ścielących się w dole, od mchów na gruntach leśnych do liściastych lub igłami zjeżonych olbrzymów roślinnych, od ponsowéj muszki, pnącéj się z trudnością po chropawéj powierzchni lipy, do wielkiego jastrzębia, kre-