Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/021

Ta strona została uwierzytelniona.

ślącego pod niebem bojowe kręgi, poznawałam państwo przyrody i uczyłam się po imieniu nazywać każde ogniwo łańcucha tego, mieniącego się jak zwierciadło, gdy uderzą w nie blaski słońca. Ludzi poznawałam także, mniéj z książek niż z ust mojego ojca. Byłam jeszcze bardzo młodą, gdy flozofia dziejów ukazała mi się przepaścista, lecz zrozumiała, i rozwinęła przed oczyma memi łańcuch drugi z kolei, lecz tym razem spleciony z błędów, bohaterstw, poddaństw, wyzwoleń, wiecznych tęsknot ludzkości do ściganych przez nią ideałów. Ideały ludzkości! Była to trzecia z kolei księga, którą mi przed wzrokiem rozłożono. Poznałam wtedy imiona i znaczenie imion: sprawiedliwości, wolności, obowiązku, najbardziéj zaś miłości — téj miłości, która lituje się, przebacza, nadewszystko zaś działać i wspomagać umié. To téż wcześnie serce moje tajać zaczęło litością bez granic dla wszech cierpień ludzkich, i doświadczać dziwnych, namiętnych pragnień szczęścia dla ludzi. Zaledwie dorosłą dziewczyną będąc, czytałam o starożytnéj wierze Zoroastra. Było to w wieczór jakiś jesienny. Czytając, widziałam wyraźnie przed sobą Ormuzda i Arymana, bogi dobra i zła. Trwoga ściskała mi serce taka, jakbym nad własną głową czuła zawieszoną groźbę zniszczenia. Który z nich zwycięży? Za oknem wisiała gruba ciemność, ale mnie się wydało, iż z za skraju czarnego nieba