Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/030

Ta strona została uwierzytelniona.

Przypadła do mnie, szlochając, i całowała mi ręce,
— Panienko złota! babula moja umiera.
— Czy dawno zachorowała? — zawołałam!
— Ot tylko, tylko co! godzinę temu! Rankiem zdrowa jeszcze była i po drewka do lasu chodziła! Potém, ot tak, rzuciło ją w wielkie dreszcze... zsiniała cała... skostniała... leży i jęczy...
Słuchając przerywanych słów tych przelękłéj dziewczyny, zadrżałam. Z opisu choroby poznałam, że był to objaw strasznéj epidemii, która zapanowała była lata owego w wielu częściach kraju, a teraz i do naszego kąta snadź zawitała.
Widmo klęski, sprowadzić mającéj za sobą setki pogrzebów i osieroceń, wmieszało się w idyllę moję. Jasny świat pociemniał mi w oczach.
— Biedna, biedna moja Praxeda! — zawołałam ze ściśniętém sercem, i biedz zaczęłam w kierunku chaty staréj sługi naszéj rodziny, poczciwéj mojéj niańki. Julisia, smukły i roztropny podlotek, którą sama uczyłam była czytać w książce i w świecie Bożym, biegła za mną, szlochając jeszcze, ale już pocieszona.
— Ja wiedziałam — mówiła — że panienka pójdzie zaraz do babuli i da jéj jaki ratunek! Szukałam panienki po całym dworze, aż Jerzy powiedział mi, że panienka do lasu z koszykiem poszła!
— Trzeba było, Julisiu, zaraz posłać po doktora.