Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/031

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jest tam w chacie, panieneczko, pan jakiś, co mówi, że jest doktorem!
— Kiedy babula zachorowała, i jęczéć zaczęła w niebogłosy, Marta, Jakóbek i ja, wybiegliśmy przed chatę, i z trwogi a żałości zaczęliśmy płakać głośno i zawodzić. Wtedy, nie wiem zkąd, pan jakiś nadszedł i zapytał: co to? a gdyśmy mu powiedzieli, że babula nam mrze, wszedł do chaty i tam już siedzi teraz. Ale ja zawsze myślałam sobie: co tam jakiś cudzy! kto go wié, jaki on? i pobiegłam po panienkę.
Kiedy Julisia kończyła to opowiadanie, przebywaliśmy gładką suchą łąkę, u któréj skraju zbudowaną była wieś długa i zamożna. Mieszkanie Praxedy znajdowało się w niewielkiém od wsi oddaleniu, i wyglądało na zagrodę szlachecką więcéj, niż na wieśniaczą chatę.
Domek to był dość wysoki i mocno zbudowany. Pod oknami jego kwitły nagietki, maki i słoneczniki, od strony ogrodu szeroko rozrosłe grusze i jabłonie zarzucały ciężkie gałęzie na ściemniałą strzechę.
Zmęczona biegiem po nierównym gruncie lasu, zwolniłam nieco kroku na łące i, w pobliżu zagrody Praxedy, ujrzałam wcale niepospolity widok. U skraju łąki, na wzgórzu, ocienioném kilku staremi wierzbami, siedzieli dwaj młodzi mężczyzni, w szarych, podróżnych płaszczach. Pomiędzy nimi na trawie leżały rozrzucone resztki podróżnego widocz-