Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/036

Ta strona została uwierzytelniona.

W ten sposób byliśmy długo w działalności ciągłéj, a jednak w izbie panowała cisza głęboka, przerywana tylko od chwili do chwili jękiem choréj, szelestem mojéj sukni i przyciszonemi krokami młodego lekarza. Z rzadka bardzo zamienialiśmy się kilku cichemi słowami. On podawał mi przyrządzone przez się środki zaradcze i kilku szybkiemi wyrazami wskazywał sposób ich stosowania; ja spełniałam jego zlecenia, podnosiłam głowę choréj, osuwającą się z szarych, poduszek, powtarzałam mu ciche i mnie tylko zrozumiałe jéj skargi.
Dziwne to były godziny i dziwnie poczęta znajomość. Przy piérwszém na siebie spojrzeniu nie zamieniliśmy z sobą najlżejszego nawet z ukłonów i pozdrowień, które rozpoczynają zazwyczaj wszelkie stosunki ludzkie. Nie wiedzieliśmy jedno o drugiém, ani kim jesteśmy, ani jak się nazywamy; a jednak byliśmy ściśle stowarzyszeni ku jednemu celowi, wzajem sobie pomocni i we wzajemném żądaniu pomocy zupełnie ku sobie śmieli. Mnie na myśl nie przyszło zapytać ceremonialnie: „dlaczego pan się tak trudzisz dla nieznanéj ci kobiety?“ ani jemu powiedziéć mi grzecznie: „O! nie zadawaj pani sobie tak ciężkiéj fatygi! sparzysz sobie rączkę tym gorącym garn kiem, albo mixturą tą splamisz suknią!“ Nieraz w spazm e bólu, chora rzuciła się gwałtownie na łożu a z-za rozchylonéj bielizny ukazało się brunatne, nagie jéj ramię, albo pierś zapadła, drgająca cierpie-