Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/040

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy mogę zapytać — rzekł — jakim sposobem znalazła się pani w chacie téj choréj wieśniaczki?
Przypomniałam sobie dziki, ogromny wieniec, którym jeżyły się wciąż jeszcze moje włosy, rzuciłam okiem na suknią, dziwacznie przyozdobioną gałązkami choiny i gwiazdami ostów, które się jéj uczepiły, gdy przez las biegłam, i zarumieniłam się znowu. W téj saméj chwili on spójrzał na mnie; dostrzegł zapewne rumieniec mój i widziałam, jak z za ogorzałéj cery jego twarzy wybiła się również różowa barwa i szybką falą obiegła mu policzki i czoło.
Przemogłam zmieszanie i zawstydzenie moje i, śmiejąc się, rzekłam:
— Z ubioru mego poznać pan może, że przyszłam z lasu...
Zaśmiał się także.
— Byłaż-byś pani — odrzekł, ośmielając się coraz — jedném z tych bóstw litewskich lasów, których ja i towarzysze moi, jako ludzie pozytywni, nie spodziewaliśmy się ujrzéć w wędrówce naszéj po kraju.
— Mam pretensyą być także kobietą pozytywną i w mitologie żadne nie wierzę — zaśmiałam się znowu.
Potém, odpowiadając na piérwsze pytanie jego, powiedziałam mu, jaki stosunek łączył mnie ze starą Praxedą; jak, chodząc po lesie, spotkałam zrozpaczoną jéj wnuczkę, która wzywała mnie na ratunek swéj