On usiadł naprzeciw mnie na nizkim kamieniu. Rozmawialiśmy już teraz z ożywieniem wielkiém. O czém? Nie zgadła-byś nigdy. Młody lekarz mówił mi o nauce, któréj chciał całe życie poświęcić. Kochał on ją z fanatyzmem młodości, z zapałem człowieka, który, sam nie wiedząc o tém, ma w sobie tłumioną skłonność do marzeń. W rozwoju i ostatecznych wynikach wiedzy widział on ostateczną przyszłość ludzkości. Z ideą tą wiązał wszystkie inne idee i ideały: dobrobytu i dobroci, potęgi i szczęścia ludzi. Na idei téj budował przyszłość i świata i swoję. Dlatego wyrzekał się świetności cywilizowanego świata, nadziei bogactwa i sławy i zamknąć się zamierzał na długie zapewne lata w ciemności i ciszy wioskowéj.
— Potém — rzekł — kiedy, jak powiadają wszyscy, siły ustają i zapał gaśnie, nie zdołał-bym może podźwignąć trudnego zadania. Teraz, gdy, zaledwie odszedłszy od źródła nauki, posiadam jeszcze dla niéj miłość całą i niepokalaną, gdy umysłu mego nie dręczy powątpiewanie żadne, a siły fizyczne niczém starganemi nie są... nie mogę uczynić nic według mnie ważniejszego.
Wyrażał się ciągle po prostu i zwięźle. To, co mówił, tyczyło się rzeczy realnych, po ziemsku pojętych, takich, które wydać-by się nawet mogły wielu ludziom prozaicznemi i poziomemi. Mnie jednak zdawało się, że słyszę wierne echo gorącego jakiegoś
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/046
Ta strona została uwierzytelniona.