Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/049

Ta strona została uwierzytelniona.

nie, szczerze, tak, jak przed dwiema godzinami w chacie Praxedy i... po jednym dniu, spędzonym razem, rozstaliśmy się na zawsze.
Jeden dzień spędzony razem, jeden obowiązek po łączonemi siłami dopełniony, kilka zamienionych myśli szlachetnych i spojrzeń pełnych brzasku miłości, która-by może mogła być namiętną i jak życie trwałą, — oto cała i jedyna romantyczna historya mojéj przeszłości. Innéj nie miałam nigdy.
Nie pozostało mi po niéj nawet imię człowieka, który wplątał ją w moje życie, nakształt ognistego płomyka, rzuconego na przestrzeń, oświetloną trzeźwém światłem dzienném. Jedynemi wiadomościami, które miałam o nim, były dwie litery, zaczynające pewno imię i nazwisko jego, i to także, iż wydał mi się najpiękniejszym z pomiędzy wszystkich spotykanych dotąd ludzi, że myślał tak, jak ja myślałam, kochał to, co ja kochałam i że... gdyby ta oderwana strofa mego życia nie przebrzmiała była tak prędko i tak bez echa, mogła-bym kochać szalenie i być szczęśliwą bez granic...
Nie mam czasu dziś dłużéj pisać. Przez otwarte okna dochodzi mnie głos Michała, który powraca od swych zajęć i, jak zazwyczaj, ma mi zapewne mnóztwo rzeczy do powiedzenia. Dziatwa téż moja od godziny już zaglądać zaczęła do pokoju mego, nie cierpliwiąc się długo mą nieobecnością przy niéj. Dla napisania Ci tych kilku arkuszy, poświęciłam przez