Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/052

Ta strona została uwierzytelniona.

siałeś, bo narobiła sporo hałasu w świecie naukowym...
Otrzymawszy przedstawienie, nie namyślając się prawie, odpowiedziałem twierdząco. Dosyć mam apostolstwa. Oddałem mu dziesięć najpiękniejszych lat życia, całą prawie młodość przeżyłem nie na pustyni nawet, która może miéć swe uroki, ale wśród ciemnoty, przesądów i wszelakiego rodzaju brzydkich rzeczy. Wiész, z jakim zapałem prawdziwie młodzieńczym rzucałem się w tę otchłań wyrzeczeń się i trudów, jak szczerze i z dobrą wiarą wyobrażałem sobie, że będę misyonarzem nauki. Byłem nim w istocie. Lecz kiedy teraz porównywam plony dziesięcioletniéj pracy z ówczesnemi nadziejami memi, uśmiecham się niebardzo wesoło. „O młodości! śnie na kwiatach!“
Czas leci. Mam już trzydzieści cztery lata. Pora mi odpocząć, po pracy na wdzięczniejszém nieco polu. Człowiek cywilizowany coraz silniéj odzywa się we mnie, i pragnie właściwéj dla siebie atmosfery. Nie idzie za tém, abym przez długie te lata ubiegłe czuł się wciąż nieszczęśliwym. Owszem, miewałem wiele chwil spokojnéj pracy i świętych radości. Być może także, iż oddaleniu od starć stronniczości wszelkich, i gorączkowéj gonitwy za groszem, zawdzięczam oryginalność poglądów moich, tak na zagadnienia nauki, jak na wiele spraw życiowych. Śliczna dziewczyna owa, z którą niegdyś, jak wiész, spędziłem jedyny ro-