Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/053

Ta strona została uwierzytelniona.

mantyczny dzień mego życia, źle przepowiedziała, mówiąc, że w poleskim zaścianku sławy zdobyć niepodobna. Imię moje wypłynęło z morza ciszy i ciemności, i sprawiło po świecie sporo wrzawy. Nie złorzeczę więc minionéj epoce mego życia, ale ją kończę. Zdaje mi się, żem już zdobył zanadto wiedzy i doświadczenia, abym je skutecznie zużytkować mógł w okopconéj Arkadyi; zresztą należy się i mnie także od świata i ludzi cząstka zadowoleń tych, których nie doświadczałem jeszcze.
A propos! czy wspominasz kiedykolwiek, mój Jerzy, owę wędrówkę kilkomiesięczną po różnych okolicach kraju, którą odbyliśmy niegdyś z tobą i z malarzem Henrykiem? Ja wspominam o niéj zawsze z wielką przyjemnością i zarazem z nieokreślonym jakimś żalem. Swobodne dnie! promieniste godziny! Ile tam było wśród nas rozmów, szerokich jak świat, śmiechu, rozczuleń, wrażeń, postanowień olbrzymich! Jam był w nadziejach moich apostołem nauki, misyonarzem, niosącym pomiędzy ciemne ludy dobrą nowinę wiedzy; tyś reformował piśmiennictwo, rzucał w świat więzie całe filozoficznych powieści i ostrych, jak miecze, krytyk; Henryk marzył o losach Rafaela, i rozglądał się po świecie za drugą Fornariną. Co prawda, wszyscy trzéj byliśmy entuzyastami i trochę marzycielami. Najsurowsze nawet myśli nasze przybierały wtedy różową barwę piérwszéj młodości...