Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/070

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pozwól mi pan pomówić z sobą chwilę jeszcze o interesach. Czuję dobrze, że, gdy przestanę mówić o interesach, osoba moja straci tu prawo bytu...
— Ależ bynajmniéj...
— Ależ tak, tak! Narzuciłem się z osobą moją państwu, jak prawdziwy niedźwiedź! Przebaczcie! powiem jeszcze słów kilka o interesie i pojadę sobie. Oto te słowa: Porzewin nie powinien być sprzedanym. Wiem o majątku tym wiele. Jest to złote jabłko, kopalnia bogactw! Niepodobna przypuścić, aby nie było tu jakichkolwiek środków ratunku, kombinacyi jakichś, obrotów, układów...
— Nie potrafiliśmy ich znaleźć — smutnie rzekł mój ojciec.
Iwicki zamyślił się. Patrzał w ziemię.
— Może-bym ja potrafił — rzekł po chwili wahania i — rzecz szczególna — patrząc nie na ojca mego, lecz na mnie.
Instynktowym ruchem powodowana, szczerością odpłacając za szczerość, zbliżyłam się ku niemu szybko i, podając mu rękę, rzekłam:
— Sprobuj pan!
Żywe zadowolenie odmalowało się na jego twarzy.
Wziął moję rękę i uścisnął ją mocno.
— Dziękuję pani — rzekł — iż nie czynisz pani ze mną ceregieli żadnych i chcesz mi zaufać. Trzeba,